..
Igły i liście...

60 | 62702
 
 
2008-10-31
Odsłon: 592
 

Ech, ta technika...

[Daję Wam taki szczególik odnośnie mojego wypadku na Młynarczyku, podczas próby wytyczenia nowej drogi, zimą. Z Korkiem i Pająkiem. Wspomnienie o tym „szczególe” – znaleźć można w ostatnim „numerze tatrzańskim” „Gór” – czyli 171 (z sierpnia 2008-go roku.)]
W tamtym artykuliku - nie ma tego, co daję Wam tutaj:

   Przeleciałem tak około dziewięćdziesiąt metrów – leżę w śniegu. Na szczęście była zima. Na szczęście pierwszy wyciąg - o długości tak około 50m, który „zwiedziłem w locie” – jest przewieszony – więc leciałem bez kontaktu ze skałą. „Znowu na szczęście” – wpadłem w śnieg. I dopiero po nim przekoziołkowałem następne czterdzieści metrów.
No i leżę w śniegu. Pająk - na szczęście i niestety - to widział. Znalazłem się mniej więcej pięćdziesiąt metrów pod nim. Dzielił nas odcinek „podejściowy” – takiej „mieszanki” kosówka – trawy – troszkę skały. Tak około II-III całość. Pająk – zszedł do mnie od razu – oczywiście bez asekuracji. Zapłakany. Gdy podszedł (znam to z jego opowiadań) - po pierwsze – niesamowicie ucieszył się, że widzi mnie całego. Po drugie – wyznał mi miłość...
[Jak mi potem mówił: - No wiesz- „poprzeczkę zawiesiłeś dosyć wysoko”. No „dosyć wysoko” – to fakt...]

    Ale ja nie o tym. Telefon miałem wtedy tylko ja. My w dwójkę mieliśmy się wspinać, a Korek – został na dole, by dojść do nas później, ze sprzętem biwakowym i resztą betów. W takich sytuacjach – telefon mieliśmy zwykle wyłączony. Włączaliśmy go zazwyczaj raz na dobę (o ustalonych z rodzinką godzinach) – wieczorami. Żeby bateria w telefonie starczyła na cały wyjazd. Ale teraz trzeba było wezwać pomoc. A komórkę mam ja. W kieszeni. Pająk ją stamtąd wydobył. Była w całości. Gorzej z nami – „baterie nas obu były prawie całkowicie rozładowane”...
W każdym razie – żeby wezwać pomoc - trzeba było włączyć telefon. Ale – żeby dało się to zrobić – należy najpierw wpisać numer identyfikacyjny – tzw. „PIN”. A tu – hmm...

–    Piotrek, jak masz ten PIN do komórki, pamiętasz? Rozumiesz mnie?! Kurwa... – Spytał przyjaciel, nie licząc nawet na moją odpowiedź. No i nie odpowiedziałem nic. „Tak jakoś”... Chyba „nie pamiętałem tego numeru”... No ale tu przecież trzeba sprowadzić pomoc. Jak najszybciej!

Koreeeeeeeeek !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-    Ryknąl Pająk. „Dosyć głośno”, jak mniemam...

        Korek miał telefon. Włączony. Na szczęście usłyszał ten wrzask Pająka.. Od razu – z samego tonu – poznał, że stało się coś strasznego. Zadzwonił. Za godzinkę leciałem już nad Doliną Białej Wody helikopterem...
Na szczęście i niestety...

Podsumowując (bo ja przecież piszę tu o „PINACH”): warto czasem mieć w górach włączony, sprawny telefon. To nie kPINa. Na szczęście i niestety.
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd