I.
Wracamy z Tatr. Wspinaliśmy się, z Korkiem i Pająkiem, na Giewoncie. Chyba. Ale teraz to akurat nieważne. W każdym razie wtedy - suniemy sobie ‘Zakopianką’, a gdzieś koło Rabki doganiamy malucha. Ja – proszę Korka, żeby dał mi swój telefon, bo muszę zadzwonić (wtedy nie miałem jeszcze swojego). Dlaczego o to proszę?
Widzę, że przed nami ciśnie facet starym maluszkiem. Rzęchem. A z tyłu na szybie ma tak dziwnie włożoną jakąś tekturkę, na której ma nabazgrany napis: ‘LINY’ – i do tego nr telefonu. Komórkowego. Nie mówiąc chłopakom, gdzie i po co, dzwonię na ten zapisany na maluchu numer. Korek i Pająk – są skupieni na drodze. Widzę, jak kierowca malucha sięga dłonią do kieszeni i wyjmuje telefon. Rozmawiamy:
– Dzień dobry, czy dobrze się dodzwoniłem, czy Pan może sprzedaje liny?
– Dzień dobry. Tak – dobrze. Słucham! – Widzę przed sobą, jak on mówi. I słyszę to w słuchawce.
– Proszę pana, chciałem zapytać: ma pan tylko liny, czy coś więcej – szczupaki, trocie, pstrągi, itp. -???
– Yyy, ale nieee, wie Pan!!! Ale ja to nie ryby sprzedaję!!!!!
– Jak to?
– No, yyy, wie pan, ja to takie sznury sprzedaję, do roboty!!! Powrozy takie! Nie, że ryby!
– ACHA! AAA, NO TO PRZEPRASZAM!
O reakcji Korka i Pająka – nie będę już pisał. Wiem, że nie muszę... W każdym razie spisałem wtedy ten numer telefonu. Tym, którym brakuje jakiejś porządnej liny – mogę go udostępnić...
II.
Innym razem jedziemy w drugą stronę. Koło Jordanowa jest wioska Naprawa. Przejeżdżając, mówię do chłopaków:
– Ej, patrzcie: jak ktoś tu ma rodzinę (np. babcię), a mieszka gdzieś dalej, na przykład z babcią [mężem/żoną/dzieckiem, itd.] – i chce jechać odwiedzić rodzinkę – może wtedy powiedzieć – na przykład:
- MAM BABCIĘ W NAPRAWIE.
Albo:
– JADĘ Z BABCIĄ DO NAPRAWY...
Copyright © 2014 by gorskieblogi