Na przykład: nowa droga na wschodniej ścianie Mnicha.
A do tego wytyczona bez asekuracji, a do tego jeszcze - wejście i zejście tą samą drogą...
Spora część ludzi uważa alpinistów za idiotów, którzy „drapią się tam, gdzie nie swędzi”... Ryzykują życie za cenę chwilki na wierzchołku, na którym chwilkę postoją, a potem znów męczą się i męczą, by zejść z powrotem. A jeszcze przy tym wszystkim ryzykują życie... Nagrodą za ten trud i to ryzyko - ma być pięć minut siedzenia na szczycie.
Nie da się tego wytłumaczyć, przekonać kogokolwiek. Trzeba po prostu tego zaznać – „najniezwyczajniej” samemu „stać się tym idiotą”...
Siedzę sobie na półce Stradone Provinciale, wygodnego tarasu w ¾ wysokości wspaniałej skalnej iglicy w Dolomitach – Campanile Basso. Chyba już jedenaście lat temu. Siedzę i spoglądam w górę – na dalszą część ściany. Wiem już, że pokonał ją – prowadząc tutaj nową drogę - Paul Preuss. Wiem też, że dokonał tego w lipcu 1911-go roku. Mało tego - przede wszystkim, że dokonał tego podporządkowany swej naczelnej zasadzie – wspinaczki bez asekuracji. Wszedł i zszedł tą samą, nową drogą.
Widzę pionowe zerwy nad sobą i... Hmm...
Powstała droga (ta nade mną) wiedzie otwartą ścianą, a trudności ma „tylko” piątkowe. Powstała w tzw. „epoce sesto grado” – czyli „początków szóstki” (trudności wspinaczkowych VI). A Paul Preuss – wytyczył wiele nowych dróg, w tym tą (tylko piątkową), którą widzę nad sobą, na żywca, wchodząc i schodząc tą samą drogą.
Czyli to coś, jakby dziś, wytyczyć nową drogę, na przykład na wschodniej ścianie Mnicha, bez asekuracji, wchodząc i schodząc tą samą drogą. Dziś – o trudnościach np. VIII... Albo IX, to już zresztą wszystko jedno, jakich...
Uznałem, że skoro pamiętam to nazwisko i tą naszą przygodę sprzed bodaj jedenastu lat – to niewątpliwie jest to rzecz godna odnotowania, powrotu do tego i „wszczęcia poszukiwań”... No i stąd ta krótka notka..