..
Igły i liście...

60 | 62705
 
 
2008-11-07
Odsłon: 604
 

Zima idzie...

         Zimą - widok wspinacza, przygniecionego ciężarem wielkiego plecora wypełnionego wszystkimi dobrami zimowego taternika - może budzić i podziw, i często współczucie. Nie dość, że zima, że zalega gruba warstwa śniegu - to on jeszcze w tym brnie, przekopuje się, walczy. Nie dosyć, że męczy się pod górę, to jeszcze przygnieciony wielkim tobołem na plecach...
         Bagaż ten wypełnia wszelkiej maści ekwipunek. Do spania. Do jedzenia. Ubranie. Sprzęt wspinaczkowy wreszcie. Uff...

         Po kilku latach takiej walki - nie pamiętam, do czyjego, ale do łba wpadł nam pomysł... wykorzystania zimą sanek. Czemu dźwigać to wszystko na plecach - skoro być może będzie można to wszystko po prostu za sobą ciągnąć po śniegu! Tak mówiła nam wyobraźnia. Teoretycznie - to powinno być świetne rozwiązanie. Tak teoretycznie. Ale wiadomo, jak jest...
         Trzeba było spróbować. No i mieliśmy taki pierwszy test. A początki są zawsze najtrudniejsze. Ale też uczą najwięcej.
         Po kilku takich podejściach "nas - saneczkarzy" i udoskonaleniu różnych patentów i detali - wiedzieliśmy już, że nie chcemy zimą nieść tego wszystkiego na plecach. Ciągnąć sanie, zwłaszcza po nierównej ścieżce i przy niewielkiej ilości twardego śniegu - nie jest łatwo, ale iść z tobołem na plecach... Gdy się jest zmęczonym - wystarczy się zatrzymać i już stoimy sobie swobodnie, bez obciążenia. Można nawet usiąść sobie na naszym pakunku. Z plecorami - przystanek wyglądał tak - zgięci w pół, niczym w szlacheckim pokłonie, dyszymy i wyrzucamy z siebie kłęby pary, sapiąc niczym parowozy. Z sankami - sadowimy się wygodnie (no, może przesadziłem...) na nich, ze środka wyjmujemy na przykład termos i rozkoszujemy się pięknem gór. Oczywiście zziajani - bo dalej ciężko - wypuszczamy z siebie kłęby pary.
        
         Ale już na zejściu - ech! Ziuuuu - i odcinek, z którym zimą męczyliśmy się pół godzinki - zajmuje nam na przykład... trzy minuty!!!!!
         Oczywiście - jak zwykle - muszą być też i minusy "drogi saneczkarza"... Przeważnie pierwsze rozwalają się sanki. Przy zjeździe. Tylko jak tu z tym ciężarem nie zjeżdżać??? :-) Czasem pękamy też... my sami. Bo ten zakręt był ostrzejszy/mniej ostry, niż myśleliśmy. Bo nagle śnieg był bardzo kopny i zapadliśmy się głęboko. No jak w dzieciństwie. Jak na sankach.

          W każdym razie - czy chcemy, czy nie - idzie zima...

         
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd